Wykładzina na … klatce schodowej:)

Dodano: 27 października 2013

W ramach wstępu przepraszam za dłuższą przerwę w pisaniu bloga, niestety budowlana rzeczywistość ponownie wzięła górę nad potrzebą podzielenia się tajnikami najbardziej nawet odpornych posadzek i wykładzin;) Mam nadzieję, że uda mi się narzucić bardziej systematyczny sposób publikowania – a jako wstęp do spełnienia tej obietnicy opowiem kilka słów o mniej widowiskowych, choć niejednokrotnie bardzo wymagających pracach na małych powierzchniach.

W mijającym tygodniu jako kilkugodzinną odskocznię od większego zadania zająłem się zerwaniem wykładziny, reperacją podłoża i wylewką w dość nietypowym miejscu: na klatce blokowej. W tym przypadku właściwa część klatki ze schodami została nieco oddalona od drzwi do poszczególnych mieszkań – właśnie w tej dodatkowej przestrzeni trzeba było pozbyć się kładzionych dokładnie 30 lat temu płytek pcv. Powiem bez kręcenia – bez małej maszynki do zrywania wykładziny nad powierzchnią 6 m2 można by strawić cały dzień i nie skończyć pracy (wbrew pozorom niektóre roboty budowlańców z PRLu chyba będą miały szansę trwać niczym mury Malborka). Po zerwaniu całości przyszedł czas na szlifowanie i reperację pęknięć, niestety tu ekipa z 1983 r. nie przyłożyła się zbytnio i trzeba było się za nich przyłożyć. Przez lata posadzka bardzo wyschła i wręcz „piła” grunt, ostatecznie skończyło się na trzech powtórzeniach. Na wylewkę poszło 2,5 worka, czyli niemal książkowo. Posadzka powoli wysycha (niestety w blokach wentylacja jest słaba i potrwa to prawie tydzień) w następnym wpisie zaprezentuję samo układanie wykładziny. Dodam jeszcze, że w uczęszczanych miejscach trudno zgrać tak czas, by po wylewce nikt z lokatorów nie opuszczał przez kilka dłuższych godzin mieszkania, musieliśmy więc skończyć pracę tuż przed 22:00 i liczyć na samodyscyplinę mieszkańców:)

Praca wyglądała mniej więcej tak: